KAZIA. NAUCZYCIELKA Z POWOŁANIA.
WSPOMNIENIE O PANI PROFESOR KAZIMIERZE CHOIŃSKIEJ
W nocy z 8 na 9 kwietnia br. nie doczekawszy swoich 90-tych urodzin, odeszła od nas pani profesor Kazimiera Choińska, długoletnia nauczycielka historii i wiedzy o społeczeństwie w Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Żeromskiego w Żyrardowie.
Była niezwykłym pedagogiem i jeszcze bardziej niezwykłym człowiekiem. Drobna, delikatna, o żywej inteligencji i zadziornym usposobieniu, ale nade wszystko „wielkim” dla swoich uczniów, sercu.
Była rodowitą żyrardowianką. Urodziła się 31 lipca 1924 roku. Jej rodzicami byli Kazimierz Choiński i Waleria z Kossakowskich. Ukochana córeczka tatusia dostała po nim nie tylko imię, ale i charakter bojowniczy i nieustępliwy. Historia wplotła się w jej życie i określiła jej przyszłość. Jej dziadek po kądzieli Franciszek Kossakowski poległ broniąc Radzymina przed bolszewikami w 1920 roku. Ojciec, w okresie hitlerowskiej okupacji żołnierz ZWZ-AK, aresztowany przez Niemców, uciekł w styczniu 1943 z budynku żandarmerii w Żyrardowie (dom Błaszczyńskiego) i ukrywał się w Warszawie. Walczył w powstaniu, przeszedł przez piekło Starówki i strasznego marszu kanałami do Śródmieścia. Kim mogła zostać jego córka? Tylko historykiem i nauczycielem!
Po ukończeniu Wydziału Historyczno-Filozoficznego na Uniwersytecie Warszawskim w 1952 roku rozpoczęła pracę w Liceum Pedagogicznym w Grodzisku Mazowieckim. Od roku 1964 pracowała w Szkole Podstawowej nr 1 im. Romualda Traugutta w Żyrardowie, aby w roku 1969 związać się już na stałe z naszym żyrardowskim liceum. Uczyła w nim 23 lata.
Kiedy sięgam pamięcią do swoich uczniowskich czasów w starym, nobliwym budynku przy ulicy Sienkiewicza, Kazia (jak ją familiarnie nazywaliśmy!) jest zawsze obecna w moich wspomnieniach. Żywa, jak fryga, błyskotliwa, mistrzyni ciętej riposty. Pamiętam, jak po prowadzonej przez uczniów mojej klasy wizytowanej lekcji o Armii Krajowej (w latach 70-tych to nie było już zakazane, ale nie zalecane!) naraziła się pani profesor na zarzut, że ci uczniowie są jacyś przeuczeni. Natychmiast odpowiedziała: - To chyba lepiej, niż mieliby być niedouczeni. Potrafiła też, jak lew bronić swoich ulubionych uczniów, zarówno wtedy kiedy ponosili porażki w walce z tajemniczą, bezdenną otchłanią matematyki i fizyki, jak i wówczas gdy nieświadomi politycznych ograniczeń zorganizowali w szkole nielegalne obchody rocznicy urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego i w opinii ówczesnych władz uczynili z liceum niemal „kolebkę kontrrewolucji”.
Była też czasem Pani Profesor przyczyną zabawnych qui pro quo. Rzeczywiście w swoim brązowym fartuchu i papuciach z pomponem na pierwszy rzut oka nie przypominała szacownej nauczycielki. Do dzisiaj z rozbawieniem wspominamy historię świeżo upieczonej licealistki, która po pierwszym dniu zajęć na pytanie taty (skądinąd też nauczyciela!), jak jej się podobały lekcje, odpowiedziała z rozbrajającą szczerością: - Było fajnie, tylko dlaczego historii uczy nas pani woźna?
Kazia, nasza Kazia, jak wielki wpływ na nas wywarła. Czy to nie dzięki niej wielu z nas zostało nauczycielami, a część historykami? Jak wiele jej zawdzięczasz Małgosiu, Tereso, Magdo, Agnieszko, Mirku, Zbyszku …… ?
Pamiętamy, jak z ironicznym uśmieszkiem powtarzała:- Ten kto podjął pracę w szkole z powołania – jest artystą. Ten, kto w części minął się z powołaniem – jest rzemieślnikiem. A ten, kto trafił do tej pracy przypadkiem - jest idiotą! Czy dzisiaj potrafimy być artystami?
A potem długo po przejściu na emeryturę interesowała się losem swoich uczniów, cieszyła się z ich sukcesów, z żalem przyjmowała porażki. Żyła życiem nie tyle szkoły, co jej absolwentów. A my staraliśmy się odwdzięczyć się naszej ukochanej Pani Profesor, częstymi wizytami, opieką, życzliwą rozmową ….
Byłem z nią w jej ostatnich chwilach w szpitalu. Trzymałem za rękę. I wtedy podeszła do mnie zatroskana pielęgniarka pytając kim jest dla mnie pacjentka, czy może rodziną? Odpowiedziałem jej bez wahania: - Kimś więcej, proszę siostry! Ona jest moją nauczycielką!. Ucałowałem drobną dłoń Pani Profesor i odszedłem, aby już jej nie zobaczyć …..
Będzie mi brakowało naszych długich rozmów, jej bystrych uwag i dobrych rad. Ale taki nauczyciel nie odchodzi zupełnie. Żyje w nas, swoich uczniach … I wielu z nas może z dumą o sobie powiedzieć: „Historii uczyła mnie Kazia, pani profesor Kazimiera Choińska.”
Jej uczeń Sławomir Maszewski