COMENIUS

Idź do spisu treści

Menu główne

Spotkanie w Salaminie

Artykuły > Spotkania


Nasza wielka grecka podróż


      Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego od roku szkolnego 2012/2013 realizuje wielostronny projekt Comenius pod tytułem „Szkolna fabryka inicjatyw – równe obywatelstwo”. Jest to dwuletni projekt europejskiej współpracy szkół, wspierany finansowo przez Unię Europejską, która przyznała nam na ten cel grant w wysokości dwudziestu tysięcy euro na dwa lata.  Realizujemy go razem ze szkołami z ośmiu innych krajów europejskich – Norwegii, Węgier, Turcji, Grecji, Islandii, Cypru, Hiszpanii i Francji. Obecny projekt jest czwartym z kolei projektem Comenius realizowanym w naszej szkole.

      Jakimś niepojętym, wyższym siłom należy chyba przypisać fakt, iż zdecydowana większość „comeniusowskich” wędrowców wraca z wojaży zadowolona. Czy sprawia to Wróżka Liceum im. Stefana Żeromskiego w Żyrardowie, czy inne, tajemnicze siły, dość,  że z wymian międzynarodowych w naszej szkole powraca się odmienionym (nie podmienionym). W ubiegłym roku szkolnym odważni ochotnicy wybierali się do Norwegii, na Węgry i do Turcji – a  każdy z tych wyjazdów miał swój niepowtarzalny klimat - lecz zwieńczeniem „sezonu” było projektowe spotkanie w pięknej, antycznej Helladzie, czyli zwyczajnie: Grecji.

      Uzbrojeni w mniej lub bardziej zaawansowane wersje języka angielskiego i pierwsze facebookowe kontakty, wzbiliśmy się w powietrze, by spod skrzydeł Boreasza przedostać się na południe, w bardziej słoneczne regiony. Wylądowaliśmy w Atenach, skąd prom przeniósł nas na Salaminę, docelową wyspę. Tam nastąpiło pierwsze spotkanie - z Ateną, Afrodytą, Kronosem i innymi, takie bowiem imiona mieli nasi gospodarze. Zakwaterowaliśmy się,  zamieniliśmy kilka słów ze swoimi hostami, zjedliśmy syte obiady - potem spacer grupą do kafejki. Trochę zamieszania i śmiechu w międzynarodowej grupie (nie licząc nas i przyjmujących: Cypr, Francja, Węgry, Islandia, Norwegia, Hiszpania, Turcja), a następnie do domu, odpoczynek przed wieczornym wyjściem; o północy znów obfity posiłek i powrót. Tak wyglądał nasz czas wolny przez ten tydzień, wzbogacony o nieustanny napływ witaminy D i piękne widoki, podziwiane bez pośpiechu. Tu i tam pojawiały się nawet białe, greckie domki. Słusznie brzmi to jak turystyczna klasyka, sen na jawie marzącego o wakacjach ucznia. Rzecz jasna, to nie było zupełnie tak… również dlatego, że wiedzieliśmy o nieuchronnym nadrabianiu zaległości. Ale po całym tygodniu byliśmy paradoksalnie zmęczeni i pełni energii. Zmęczeni, bo nie spędzaliśmy całego dnia na plaży, w kafejkach, bądź w kafejkach na plaży. Przemierzaliśmy uliczki Salaminy zwiedzając muzea, poznaliśmy jej okolice, łącznie z „pielgrzymką” do Aten; prezentowaliśmy aktywność naszych szkół w ramach tematyki projektowej, krótko mówiąc- zapełniony grafik. Jeszcze bardziej, zmęczenie wynika z zanurzenia się w zupełnie innym świecie,  w którym komunikacja wymaga nieco więcej wysiłku, a za najbliższego towarzysza masz osobę, którą widzisz pierwszy raz w życiu. Trzeba przyswajać sobie wiedzę o otoczeniu, wręcz musi się to robić, bo inaczej nigdy nie przejdzie się przez szaleńczo ruchliwą grecką ulicę (można rozumieć też metaforycznie). Byliśmy też pełni energii, cóż, taka udana konfrontacja z nieznanym napawa satysfakcją.

      A bo też nasi przewodnicy szczególnie serdecznie się nami zajmowali, od samego początku. Wśród wszystkich obecnych bóstw greckich nie pojawiła się Eris, bogini niezgody, i cała pokaźna grupa dogadywała się bez przeszkód. Po angielsku, francusku, niemiecku nawet, czy za pomocą wymownych gestów, konwersacja toczyła się i widać było, że – „pryskają nieczułe lody i przesądy światło ćmiące”. Kolega znalazł z pewną Węgierką wspólny temat - skoki narciarskie. Wszyscy otrzymaliśmy od Kateriny, chyba najbardziej rozentuzjazmowanego ducha tego spotkania, rozczulające listy do otwarcia w samolocie i kolejne, które przyszły już pocztą. Sama mam ciągły kontakt z ludźmi, których tam poznałam, (w trakcie pisania tego artykułu zagadnęła mnie znajoma z Grecji)  pojawił się nawet pomysł ponownego spotkania. Czy na to wystarczy nam energii, zobaczymy. Na razie pewne jest, że z niektórymi zobaczymy się jeszcze raz. W przyszłym roku zakończenie projektu odbywa się właśnie w Polsce, co da nam szansę odwrócenia ról gości i gospodarzy oraz odnalezienia wszystkich miejsc, które warto tym pierwszym pokazać. Bycie ambasadorem własnej okolicy, animatorem kultury i przewodnikiem zarazem stwarza pewne wyzwania. Chociaż chwile zadumy w takich okolicznościach zdarzają się rzadko - rzeczy po prostu same się dzieją.

      O rzeczach, które się działy w Grecji pamiętamy z ostrością tamtejszego słońca. Przesyłam więc spóźnioną pocztówkę pełną światła, morza, dobrego jedzenia (co podsumuje ostatnia rozmowa, w której ktoś mimochodem rzucił, że jeszcze bardziej niż do Greków tęsknimy do souvlaki), tańców w tawernie z muzyką na żywo, sennych spacerów i wzajemnych przekomarzań. Pożegnanie odbyło się dosyć łzawie, a i tutaj napada nas jakieś rozrzewnienie, kiedy tylko zejdzie nam się na wspominki. Tym też tłumaczę tak niedwuznaczny charakter tego tekstu - było wspaniale. Wyjątkowo udana podróż, ale zdarzą się kolejne, równie wyjątkowe, także innym chętnym śmiałkom.

      I jeszcze jedno - praca na rzecz wymian, rozmiarem przypominająca dodatkowy referacik zadany przez nauczyciela za zbytnie rozmarzenie na lekcji, naprawdę może sprawić satysfakcję. A w każdym razie stanowi pomost do rozwoju umiejętności i do kilku wyjątkowych przygód. Obecny projekt, noszący podtytuł „Equal rights - great opportunities” (Równe prawa- wspaniałe możliwości) koncentruje się na prawach człowieka i wokół tej tematyki organizowane są spotkania. Ale nic nie powoduje poczucia wspólnoty i równości tak bardzo, jak bezpośredni kontakt. Gubienie się w mieście, mieszkanie razem, znajdywanie tych samych słów w różnych słownikach. Nie jesteśmy, na szczęście, oficjalnymi ambasadorami naszych krajów i możemy rozmawiać niekoniecznie jako Polska-Grecja czy Polska-Francja, ale człowiek - człowiek. Z drugiej strony, różnimy się w zależności  od pochodzenia, co daje temat do rozmów i pomaga dowiadywać się więcej o swojej narodowości. Dopiero wrzuceni w grupę nie-Polaków czujemy tę swoją odrębność i widzimy, czym różni się życie tu od życia gdzie indziej. Że nie aż tak bardzo się różni. A w ogóle to jest świetna zabawa.


Kaja Kubicka,
uczennica klasy IId LO im. S. Żeromskiego,
uczestniczka spotkania w Salaminie.

Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego